Zapraszamy do wywiadu przeprowadzonego przez red. Katarzynę Pawłowską z redakcji Wyborcza.pl.
Tekst oryginalnie zamieszczony został na portalu Wysokie Obcasy w ramach cyklu Być Rodzicem.
Bardzo chcemy, żeby nasze córki i synowie sięgali po książki. Ale jak ich do tego przekonać? Co robić, żeby lektura nie przegrywała sromotnie ze smartfonem? Jest na to kilka sposobów.
Rozmowa z Edytą Plich i Magdaleną Siekierzyńską z Towarzystwa Inteligentnej Młodzieży.
60 proc. Polaków nie czyta. Od lat media, badacze i humaniści załamują nad tym ręce. A może nie każdy musi czytać? A już zwłaszcza dzieci. One przecież żyją w zupełnie innym świecie – cyfrowym.
Edyta Plich: Odpowiem nie wprost. W naszym Towarzystwie Inteligentnej Młodzieży przygotowujemy uczniów m.in. do egzaminu ósmoklasisty. Kiedy rodzice zgłaszają się do nas i pytają, co zrobić, żeby ich córka czy syn dostali się do dobrej szkoły, mieli lepsze wyniki, spodziewają się, że zaoferujemy im naukę jakiejś konkretnej kompetencji albo kurs. A my im mówimy, że dziecko powinno zacząć czytać książki.
I co oni na to?
E.P.: Często trochę ich to rozczarowuje. No bo cóż to jest czytanie? Dla większości ludzi raczej hobby.
To źle?
E.P.: Owszem, można mieć takie hobby. Ale moim zdaniem czytanie powinno być jak mycie zębów – czynnością codzienną, oczywistością, czymś, bez czego nie możemy się obyć.
I tak jest u pani w domu?
E.P.: Tak. Mamy wszyscy nawyk – czytamy przed snem przynajmniej pół godziny. Mam czterech synów w bardzo różnym wieku. Najstarszy czyta dużo, głównie fantasy, ale czasem zgadza się też na książki, które mu proponuję, nawet jeśli odbiegają od jego gustu. Drugi, 16-latek, deklaruje wszem wobec, że nie lubi czytać. Jest dyslektykiem, więc sama czynność jest dla niego dosyć męcząca. Woli oglądać filmy, słuchać muzyki, robić inne rzeczy, ale wieczorem po prostu otwiera książkę i zaczyna czytać. Ma to we krwi.
Czyli trochę lubi, a trochę nie?
E.P.: Myślę, że niewiele osób zastanawia się nad tym, czy lubi myć zęby, czy lubi myć włosy, a robi to regularnie i nie odpuszcza. Z czytaniem powinno być podobnie – trzeba w sobie wyrabiać ten nawyk. A co ważniejsze, wyrabiać taki nawyk u swoich dzieci.
Jak?
E.P.: Potęga rytuału. Czytamy dzieciom przed zaśnięciem. Do pokoju młodszych synów idę pół godziny przed snem. Kładę się na kanapie i otwieram książkę. Jeżeli oni się jeszcze bawią np. klockami, a ja już czytam, to w ten sposób ich zaciekawiam, wyciszam. Zwalniamy, przygaszamy światło. Najpierw oglądamy obrazki z pięciolatkiem, potem czytamy dziesięciolatkowi.
Pani sama czyta całej czwórce?
E.P.: Staramy się dzielić z mężem, ale to nie zawsze wychodzi. Tak czy inaczej, dla żadnego z nas nie jest to przykry obowiązek. Wprost przeciwnie, czytanie jest jednym z najbardziej wyczekiwanych momentów w ciągu dnia. To chwile bliskości, kiedy jestem tylko i wyłącznie dla swoich dzieci. Nie odbieram telefonów, nie rozmawiam z nikim innym.
To jest jedna z niewielu czynności, które pokazują dziecku, że jest dla mnie ważne, że ten czas należy tylko do nas. I one to wiedzą.
Dużo też wtedy rozmawiamy. Dzieci pytają o niezrozumiałe słowa, o konteksty. „Jak to, mamo, w Indiach palili wdowę na stosie?” (przy „W 80 dni dookoła świata”). Zadają mnóstwo pytań, dzięki którym odbywa się najlepsza na świecie nauka, bo dziecko dowiaduje się wtedy tego, czego się chce dowiedzieć.
Kiedy czytamy „Emila ze Smalandii”, okazuje się, że chłopczyk miał kozik w kieszeni. Co to jest kozik? Nóż, którym Emil rzeźbił swoje drewniane ludziki. No i zastanawiamy się nad Emilem, porównujemy jego postępowanie z tym, co robią dzieci w naszym otoczeniu. Przy okazji wysłuchuję anegdot na temat tego, co w przedszkolu zrobił mój syn. I że jego kolega Oliwier ma takie pomysły jak Emil.
Kiedy rodzic tak czyta dzieciom, nie zniechęca ich do samodzielnego czytania?
Magdalena Siekierzyńska: Badania dowodzą, że dziecko, które słucha czytania rodziców, prędzej czy później samo sięgnie po książki. Ja jestem tego najlepszym przykładem. Dopiero w piątej klasie zaczęłam samodzielnie czytać. Zanim to się stało, moi rodzice byli przerażeni, że nigdy nie sięgnę po książkę. Na szczęście miałam cudowną polonistkę, która mówiła im: „Proszę jej czytać i czekać”. I rodzice to robili, głównie tata.
Kiedy w końcu zaczęłam sama czytać, nie mogłam przestać. To szło jak burza: grube tomy, cykle, sagi. Czytałam mnóstwo, ukończyłam filologię polską, tak mnie to wciągnęło. Dlatego nie odrzucajmy audiobooków ani prostych książek czy komiksów. To wszystko jest torowaniem drogi do czytania. Ważne, żeby w dziecku obudzić ciekawość i wyobraźnię.
Czyli nie jest tak, że dziecko np. od trzeciej czy czwartej klasy powinno już czytać samo?
E.P.: Nie. Choć wielu rodziców stwierdza, że skoro ono już składa samo literki, to musi czytać samodzielnie. Przez to „musi” wiele dzieci zaczyna traktować czytanie jako karę. Zwłaszcza że to jedna z niewielu czynności, które na początku wymagają od dzieci tak wielkiego trudu. Dziś niełatwo jest skupić się na jednej czynności, wszyscy robimy przecież kilka rzeczy naraz – patrzymy w telefon, oglądamy film, rozmawiamy. Wiele dzieci jest przyzwyczajonych do wielozadaniowości, więc koncentracja na jednej rzeczy, spokój, cisza związana z czytaniem są dla nich czymś bardzo rzadkim i trudnym do przyjęcia.
W takim razie warto zachęcać dzieci do samodzielnego czytania czy lepiej poczekać, aż same sięgną po książkę?
E.P.: Czytać głośno, nawet nastolatkom. Siadamy wieczorem, ktoś bawi się klockami, ktoś siedzi z psem na podłodze, a my czytamy głośno. To wspaniale buduje relacje.
Poza tym ustalmy z dziećmi czas, w którym czytają samodzielnie. Samodzielne czytanie sprawia, że uczą się wyłączenia, ciszy, bycia samym ze sobą, ze swoimi myślami. To bardzo ważne, dzisiaj nie ma czasu na to, aby pomyśleć, pobyć samemu ze sobą.
Ponudzić się?
E.P.: Mówi się dużo o nudzie, która jest potrzebna do właściwego rozwoju w każdym wieku. Tak się jednak składa, że nuda dzisiaj nie istnieje, dlatego że każdą chwilę można zastąpić oglądaniem, słuchaniem, obecnością w internecie. Czytanie jest taką sytuacją, która może nie jest nudą, ale sprzyja nudzeniu się. Zawsze można oderwać się od czytania, popatrzeć przez okno, pomyśleć sobie nad tym, co się przeczytało. Czytanie rodzi pytania. Oglądając serial czy skrollując media społecznościowe, raczej się nie oderwiemy, żeby się nad czymś zadumać.
Jak wyznaczać dzieciom czas na samodzielne czytanie?
M.S.: W fundacji Edico stworzyłyśmy program „Sześć stron dziennie”. 6/60.
I to wystarczy?
E.P.: Policzmy: sześć stron dziennie przez 60 dni daje nam 360 stron. To jedna przeczytana książka przez miesiąc. Czyli sukces!
A jak wiemy, dzieci, które odnoszą różnego rodzaju sukcesy, są bardziej pewne siebie. Nie tylko lepiej myślą o sobie, ale też o świecie. Przeczytana książka to właśnie sukces. Jedna książka, druga, trzecia, kilka książek w roku. Potem więcej i więcej. Trzeba od czegoś zacząć. Te sześć stron jest do tego idealne.
Nie za mało? Może dla 10-latka to OK, ale dla 13-latka?
E.P.: Wszystko zależy od wieku i od tego, jak komu idzie czytanie. Są dzieci, które mają głęboką dysleksję i czytanie je męczy. Warto po prostu przyjrzeć się temu, jak moje dziecko czyta. Jeżeli to jest gehenna, to może lepiej dać dziecku książkę z większym drukiem, wspaniałymi ilustracjami. Oczywiście starsze dzieci mogą spokojnie czytać i 10, i 20 stron, a w weekend i w wakacje nawet więcej.
Tu jednak nie warto naciskać na wyniki – chodzi o wyrobienie nawyku.
Mówimy cały czas o tym, żeby zachęcać dzieci do czytania, wyrabiać nawyk itp. Ale tak naprawdę my, dorośli, coraz rzadziej korzystamy z książek. Oglądamy, czytamy krótkie teksty w internecie, przewijamy zdjęcia, posty, memy. Warto tyle czasu i uwagi poświęcać na wyrobienie nawyku czytania książek?
E.P.: Powtórzmy, cała edukacja opiera się na tekście. Kto nie czyta, ten ma problemy z krytycznym myśleniem, z analizą. To podstawowa kompetencja, którą rodzice i szkoła powinni kształcić.
Badania wskazują, że dzieci, które nie nauczą się płynnie czytać do trzeciej klasy, w ogóle będą sobie słabiej radziły w szkole, będą miały gorszą pracę, będą gorzej radziły sobie w życiu.
Czytanie to rozwój – indywidualny i sprofilowany, bo w zależności od tego, jakim jestem człowiekiem, jakie mam potrzeby, dobieram sobie odpowiednią lekturę i staję się w swojej wyjątkowej dziedzinie ekspertem.
Włożyłam mnóstwo energii i czasu w czytanie wieczorami, w dobór właściwych lektur. Obaj moi synowie czytali bardzo chętnie i dużo od lat wczesnoszkolnych. Ale zainteresowanie książkami u obydwu gwałtownie siadło, gdy w czwartej klasie zaczęli czytać szkolne lektury. Żeby to odkręcić, musiałam włożyć znacznie więcej wysiłku, niż gdy byli dziećmi. Bo te książki (oczywiście nie wszystkie) zabiły w nich przyjemność czytania.
E.P.: Żeby dziecko mogło przejść przez lektury szkolne, musi mieć już wyrobiony nawyk czytania. Poza tym powinno równolegle czytać pozycje dla niego ciekawe.
Dzisiaj powstaje ogromna liczba książek na polskim rynku, znakomicie przetłumaczonych, pokazujących jakieś inne realia. Jest też wielu polskich autorów, którzy mówią o problemach nastolatków. Ukazują problemy związane z depresją, rozwodem rodziców, utratą kogoś bliskiego. To, z czym dzieci bardzo często się stykają, a co jest dla nich szokiem. Ale jeśli dziecko wcześniej przeczyta książkę na ten temat, z kimś o tym porozmawia choćby podczas wieczornego czytania, to jest na to jakoś przygotowane. Gdy coś takiego się wydarzy naprawdę, nie jest już tak wstrząsające.
Np. w „Roku szczura” Clare Furniss spotykamy dziewczynkę, która straciła mamę i nie może sobie z tym poradzić.
M.S.: A dzięki Porszakowi, bohaterowi książki „Lato na Rodos” Katarzyny Ryrych, wielu dzieciakom łatwiej zrozumieć świat dzieci autystycznych. Także popularność książki „Normalni ludzie” Sally Rooney wynika z odważnego pokazania tematu trudnej miłości, przemocy w rodzinie, uprzedzeń społecznych, zagubienia ludzi zaczynających dorosłe życie.
Żeby ułatwić poszukiwania, stworzyłyśmy Alternatywną Listę Lektur, listę świetnych książek spoza lektur szkolnych.
Ale co z tymi lekturami? Co zrobić, żeby tak bardzo nie zniechęcały dzieci do książek?
E.P.: Przez lekturę trzeba jakoś przejść. Albo czytać dzieciom głośno, albo zgodzić się na audiobooki, albo czytać na zmianę, czyli trochę dziecko, trochę ja, żeby poczuło styl, usłyszało język, nawet ten archaiczny. 14-latek często nie radzi sobie z samodzielną lekturą 13-zgłoskowca, ale profesjonalne wyjaśnienie tematu przez profesora Jerzego Bralczyka ułatwi zrozumienie, a może nawet sprawi, że nastolatek doceni piękno polszczyzny.
Streszczenia zamiast cegły?
E.P.: Nigdy. Jak powiedział Nabokow, „styl i struktura są esencją książki, wielkie idee to popłuczyny”. W streszczeniu zostaje tylko tematyka, najważniejsze idee dzieła. Jakiś czas temu słyszałam, jak w tramwaju chłopak streszczał koledze „Zbrodnię i karę”: „No wiesz, facet zabił taką staruchę, bo miała dużo pieniędzy”. Nie tylko Dostojewski się w grobie przewraca.
Ale zostawiając oburzenie na boku – ten słuchający nie miał szans uznać, że Dostojewski był wybitnym pisarzem. Taką historię może opowiedzieć przecież każdy.
Z drugiej strony nawet nauczyciele opowiadają, że kiedy do szkoły przychodzi dwóch uczniów i jeden przeczytał np. „Dziady”, a drugi przejrzał tylko streszczenie, to lepiej wypadnie ten od streszczenia. Na egzaminach przepytuje się uczniów z treści, nie przywiązując wagi do ich własnych przemyśleń i odbioru. To, niestety, zachęca do streszczeń, wielu uczniów nie czyta lektur. Obecna zamknięta lista lektur ma przestarzałą formułę, jest przeładowana, nie pozwala nauczycielom dokonywać własnych wyborów i dopasowywać lektury do uczniów.
Panie każą poświęcać na czytanie dzieci mnóstwo czasu. Kto dziś jest w stanie to robić?
M.S.: Najtrudniej zacząć. Jeśli jesteśmy głęboko przekonani o tym, że coś jest dla nas ważne i potrzebne, spróbujemy znaleźć na to czas i siłę. A trzeba zacząć od siebie, choćby kosztem scrollowania komórki. Dzieci uczą się przez przykład, są wyczulone na niekonsekwencję i hipokryzję. „Nie mam czasu, bo ciężko pracuję, żebyś ty mógł czytać” – to, niestety, nie zadziała. Kiedy dziecko zobaczy pochłoniętego czytaniem rodzica, samo w końcu sięgnie po książkę.
Warto za czytanie nagradzać? Dawać słodycze albo chipsy, gdy już tę straszną lekturę dziecko przeczyta?
E.P.: Jestem przeciwniczką nagradzania za rzeczy, które stanowią o naszym człowieczeństwie. Nie wynagradzam dzieci za odkurzanie czy posprzątanie talerzy. Jesteśmy członkami pewnej społeczności i działamy dla jej dobra.
Marek Aureliusz pisał, że jesteśmy stworzeni do trudu, a odpoczywamy po tym trudzie. Dzisiaj kultura masowa głosi, że jesteśmy stworzeni do odpoczynku i przyjemności, a trud powinniśmy eliminować. Ale moim zdaniem w kształtowaniu charakteru to się nie sprawdza. Nie mówmy dzieciom: „Musisz to zrobić, a za to kupimy ci iPhone’a”, bo to jest totalnie niespójne. One nie będą ceniły czytania samego w sobie, tylko nagrody.
Według badań chłopcy czytają mniej niż dziewczynki. Co z tym zrobić?
Lektury szkolne są tak dobrane, że dotyczą bardziej problemów, które na tym etapie rozwoju raczej interesują dziewczynki. Chłopcy często wolą fantasy czy komiksy, powieści przygodowe. Takie książki podsuwajmy im w domu.
Co z nastolatkami? Można ich jeszcze wciągnąć do czytania czy to już za późno? Zwłaszcza że i tak wszystko kontestują.
E.P.: Moim uczniom w liceum proponuję próbę 20 stron. Proszę ich: „Przeczytajcie 20 stron i jeśli nie będziecie chcieli czytać dalej, opowiedzcie mi dlaczego”. W ten sposób muszą te 20 stron przeczytać ze zrozumieniem, szukając argumentów. Tak młoda osoba rozwija w sobie bardzo ważną kompetencję życiową – umiejętność rzeczowej odmowy i opowiedzenia, dlaczego dana książka jej się nie podobała. Ważne, żeby tę odmowę i dyskusję uszanować.
A jeśli to ważna książka i chcemy, żeby dziecko jednak ją przeczytało mimo wszystko?
M.S.: Staszek Dudko, znamy i lubiany polonista, mówi, że jeśli chce zaproponować komuś lekturę książki, zaczyna od osobistej historii. Opowiada, gdzie, kiedy i w jakich okolicznościach ją przeczytał. Że gdzieś jechał, coś się wydarzyło, coś się zmieniło, on coś zrozumiał. Wtedy słuchacze zastygają w zafascynowaniu i z zupełnie innym nastawieniem czytają taką książkę.
E.P.: Osobista historia zawsze działa. Pamiętam, jakie wrażenie zrobiły na mnie kiedyś słowa księdza w pokoju nauczycielskim. Wyjął z teczki książkę, położył na stole i powiedział: „A to jest książka, która sprawiła, że jestem kapłanem!”.
I co to było?
„Klucze królestwa” Archibalda Cronina. Na pewno warto przeczytać.
***
Edyta Plich – założycielka i dyrektorka Towarzystwa Inteligentnej Młodzieży,prezes Fundacji Wspierania Młodzieży w Nauce Edico
Magdalena Siekierzyńska – wicedyrektorka Towarzystwa Inteligentnej Młodzieży,
współzałożycielka Fundacji Wspierania Młodzieży w Nauce Edico